przyszła kryska na Matyska

 Buongiorno, 

dziś zmierzymy się z powieścią Margaret Mitchell.

Pierwsza wspominka o "Przeminęło z wiatrem" znalazła się w "Zniknęli czort z listopadem", czyli listopadowym podsumowaniem:

"Nie jest to moja pierwsza styczność z tym tytułem - pierwszy raz czytałam ją w kwietniu 2019 roku. Wtedy bardzo mi się podobała: miała zaskakujące zwroty akcji, poruszała nieznany mi temat i bardzo lubiłam szelmę z wąsikiem, tj. Rhetta Butlera. Przez te dwa lata trochę się jednak zmieniło."

Napisałam wtedy swoje wrażenia i odczucia po pierwszej setce i dwóch latach od pierwszego czytania tej powieści. "Pierwszej setce" w rozumieniu pierwszych stu stronach.

Dziś opiszę swoje wrażenia ogólne po trzech tomach i kilku tygodniach po skończeniu trzeciego, ostatniego tomu. Już bez żadnych setek.

Jak dla mnie "Matysek" jest tu trochę na miejscu, a trochę niekoniecznie, więc jedynie dokończę pierwszą strofę: "żył Matysek, człek bogaty, zazdrościli mu ludziska, nikt nie myślał, żeby kiedy przyszła kryska na Matyska".

Akcent przyborystyczny: wersja śpiewana przez Jeremiego (tekst inny od tego w Memuarach). 

Z Memuarów: "Żył Matysek, nie znał biedy, zazdrościli mu ludziska. Nikt nie myślał, żeby kiedy przyszła kryska na Matyska". Pamiętam, że Jeremi Przybora śpiewał trzy piosenki ("Matyska", "Samosierrę" i "Leguny w niebie") w "Gawędach" nagranych w 1991 i 1995 roku dla Polskiego Radia 24. Teraz całość dostępna jest na youtubie lub na stronie PR24

Zdjęcie? Jest! Temat? Jest! Przybora? Jest! No to jadymy do sedna!

Szumi jodła szumi, czyli kontrowersje

W ten tytuł rzuca się wieloma oskarżeniami - o seksizm, rasizm, odbieganie od prawdy historycznej. Mimo wielu (i słusznych) zarzutów "Przeminęło..." broni oddane i gotowe do boju bractwo wielbicieli i wielbicielek, dla których najbardziej rzucającą rzeczą w tej książce jest miłość. No opcjonalnie to jak Scarlett zniszczyła Rhetta. Albo to, że Rhett to życie. Kto nie wierzy, niech wejdzie na youtuby i poczyta komentarze.

Oliwy do ognia dolało usunięcie ekranizacji z '39 roku z Netflixa i HBO w czerwcu 2020 roku po zabójstwu George'a Floyda. Rzućcie we mnie garnkiem, ale ja wtedy nie wiedziałam dlaczego. To brzmi źle, ale mydlić oczu nikomu nie zamierzam. Nie chodzi mi o to, że nie widziałam niczego złego w niewolnictwie - nein, ja starałam się nadążyć za akcją, więc wiele rzeczy (teraz to widzę) mi umknęło. A teraz? Wiem i myślę, że dobrze się stało, że usunięto ten film. Miał powrócić po dodaniu stosownych informacji. Może nieco irracjonalnie, ale kojarzy mi się to z aferą o "Czterech pancernych..." z przełomu wieków lub lat '90. Teraz dodano dyskusje historyków, którzy wyjaśniają, że no niekoniecznie tak było, jak tam jest. Bo w końcu "Czterej..." to serial o tym, jak jeden czołg wygrał wojnę, gdzie Polak z radością brata się z przyjacielem ze wschodu, by pokonań diabelskie niemieckie nasienie. Teraz Pancerni to dla większości odbiorców serial młodości z kultowymi tekstami i scenami, ewentualnie stare dzieje. Czy podobnie stanie się z "Przeminęło z wiatrem"? Non so.

»Przeminęło z wiatrem« romantyzuje horror niewolnictwa - napisał na łamach "Los Angeles Times" John Ridley, zdobywca Oscara za scenariusz do "Zniewolonego. 12 Years a Slave". - Film utrwala najbardziej bolesne stereotypy dotyczące czarnych. (...) To film, który zgadza się z poglądem, że ruch secesyjny był czymś więcej, lepszym lub szlachetniejszym niż to, czym był naprawdę - krwawym powstaniem w celu utrzymania prawa do posiadania, sprzedawania i kupowania ludzi". - Dawid Dróżdż, Wyborcza.pl

Część pierwsza - kryska

Pamiętam, że przy pierwszym tomie irytowały mnie szczególnie dwie rzeczy: sytuacja czarnych ludzi i Ellen, matka Scarlett. Oburzały mnie opisy, np. Mammy, którą lub której części ciała porównywano do zwierząt. To było tak okropne, że często był to dla mnie moment odłożenia książki. 

Natomiast Ellen była "południową damą", a jednocześnie i dla mnie, i Scarlett damą-symbolem, która wszystkie cnoty ma jakby w pakiecie. Że byłaby oburzona, zgorszona i na pewno już nie tyle by się przewracała, co wręcz robiła fikołki w grobie, gdyby wiedziała, co robi jej córka. To był taki ogromny ciężar - przecież to życie Scarlett (dorosłej!), a nie Ellen. A co robiła Scarlett? SPOJLERUS Np. pracowała, a dokładniej to prowadziła tartak, była konkretną i niestety też okrutną właścicielką tego tartaku i wspólniczką dla budowlańców, którzy kupowali od niej drewno. I ok, ale "zgorszenie Ellen" kładło nacisk na prowadzenie tartaku przez córkę, a nie wykorzystywanie więźniów. 

Ten tartak i więźniowie to już drugi tom, ale sens oddałam. I SOBIE POSZEDŁ

Nie wiem czy właściwie, ale początek przypomina mi w pewnym stopniu szlachtę polską, a może nie tyle szlachtę, bo to kojarzy mi się z sarmackim Paskiem. Może "ziemianie" są trafniejszym określeniem. Przechodząc do sedna: może to fałsz i mity, może ja źle pamiętam, ale "ha, Jankesi? Rozgonimy ich w góra trzy tygodnie!" brzmi podobnie do kolumbowskich chłopców, którzy mówili podobnie o niemieckiej armii.  Oczywiście nie wszyscy, tam z takiego gadania naśmiewał się Rhett Butler, a tutaj... ktoś na pewno. W którymś z pierwszych rozdziałów "Kamieni na szaniec" chłopcy rozprawiali na ten temat. 

"Kryska" dotyczy tych wszystkich radości, które minęły bezpowrotnie wraz z nadejściem wojny i walk, które przedłużyły się na kilka lat. Pamiętam, że jednym z smutniejszych fragmentów było dla mnie wywieszenie listy z zaginionymi. 

Część druga - oburzenie

W drugiej części wręcz fizycznie bolały mnie (w dalszym ciągu) słowa kierowane i opisujące niewolników i to, że Scarlett była w ciąży wbrew swojej woli. Okropieństwo. 

Bardzo kibicowałam Scarlett z tartakiem i cieszyłam się, że ma w dupie opinie, o które nie prosiła. Kiedy jednak zaczęła ścinać koszty to mój entuzjazm dla jej przedsięwzięcia opadł. 

Rhett w tym tomie roztapiał mi serce swoją troską o Scarlett, a Ashley to ja nie wiem, o co z nim chodziło. A o co jemu? To w ogóle! 

Pamiętam, że oburzenie towarzyszyło mi niezależnie od numeru tomu. Oburzenie na Scarlett, oburzenie na Rhetta, oburzenie na Panią Elsing itd. 

Część trzecia - odrętwienie

Trzeci tom zapamiętałam jako niespodziewane uczucie zobojętnienia, którego nie spodziewałam się po tak burzliwej? żywej? książce.

Po wielu zdarzeniach, które sprawiały mi smutek, myślę, że ostatni zgon był najmocniejszym ciosem. Może tym bardziej, że choć równie mocno odczuła go Scarlett, to jednak zachowanie Rhetta - jakby na pograniczu snu i jawy. Nie spodziewałam się tego zupełnie, ale ja ogólnie nie należę do osób, które przewiduję zdarzenia. 

Ja idę tuż za bohaterami, nigdy przed nimi.

O ki pierun!

Wspomniałam już, gdy szumiały jodły, że pod fragmentami ekranizacji lub fanowskich filmików (pardon, nie znam nazw!) jest ogrom komentarzy dotyczących tematyki filmu, np. najpiękniejszy film o miłości. I ok, choć dla mnie to bardziej opowieść o tym, co się dzieje, gdy ludzie ze sobą nie rozmawiają. To znaczy: rozmawiają, ale chyba bez zaufania, skoro po blisko dziesięciu latach babka się kapnęła, że "o w mordę, wracaj, mój Romeo!". Przesadzam, ale no wiecie. 

Oprócz tragedii w postaci znęcania się nad ludźmi (niewolnictwo) czy miliona regularnych morderców (wojny) widzę też tutaj tragedię duszy Rhetta Butlera, który miał to nieszczęście, że na barkaoi zobaczył Scarlett O'Harę. A konkretniej to Scarlett O'Harę, która świata nie widziała poza swoim wyobrażeniem Ashleya Wilkesa, bo z nim samym to za wiele wspólnego nie miało. 

Myślę, że rozumiem skąd te zachwyty, tym bardziej, że dotyczą one filmu. W tym momencie, adesso, now - nie widziałam ekranizacji poza fragmentami na yt. W przypadku książki: jeśli ktoś zasłoni jedno oko - wojna, niewolnictwo, "kobieta pracująca? ha tfu!", a drugie oko się obkręci, to forse si. Może można to czytać jako "romans stulecia", tyle że ciężko.

No ja tu widzę zakochanego gościa, który boi się, że ta babka go wyśmieje, więc nie powie jej nic takiego (oprócz pewnych propozycji), a ta babka wzdycha i gania za gościem innym, który niewiadomokurdeco ma w głowie. I snuje wizje o końcu świata. 

Łolaboga, spłaszczam, nie spieszczam i w ogóle o dupę potłuc takie dyrdymołki moje. Być może.

Dla jasności: ja w tę historię się wciągnęłam, podążałam za bohaterami, kibicowałam im lub złorzeczyłam pod nosem, przywiązałam się do nich (było kiedy!). Ale teraz widzę, jakimi cierpieniami ta historia jest obarczona, czego dwa lata wcześniej nie zauważyłam. I myślę, że poza "och, jak oni się kochali!" to sprzydaje się również "halo, halo, ale miej na uwadze...". Spotkałam się również z dość ciekawym spostrzeżeniem, opinią, że możliwość wejścia w głowy tym południowcom było bardzo interesujące, może tchnęło pustą ciekawością, ale inna perspektywa zawsze na plus - nawet jeśli to wrogi obóz, a może nawet tym bardziej. 

Streszczając te wypociny moje: morze dyskryminacji, fale nieszczęśliwej miłości i molo z przewinień. Warto się przygotować mentalnie przed czytaniem i dać ponieść się historii, ale z jedną (co najmniej!) nogą twardo na ziemi.

Dziękuję, pozdrawiam, cześć i czołem!

PS Zapomniałam! Melania z jednej strony - moja miłość, a z drugiej ofiara tamtych czasów. A Rhett jest umiejętnie nakreślonym bohaterem - ni to pies, ni to wydra, a draba się lubi! Dostrzegłam pewne podobieństwa pomiędzy nim a Andresem de Fonollosa, czyli Berlinem z "La casa de papel". Wiecie nie 1:1, ale coś, coś tam było podobne.

25.01.2022

Komentarze